Machinarium w 2025 roku – nostalgiczna podróż do klasycznej gry point-and-click
Czy po 16 latach od premiery Machinarium nadal potrafi oczarować graczy? Zdecydowanie tak, chociaż nie bez zastrzeżeń. Produkcja czeskiego studia Amanita Design, wydana pierwotnie na PC w 2009 roku, do dziś pozostaje ich najbardziej rozpoznawalnym dziełem.
Nie jestem pewien, kiedy dokładnie zagrałem w nią po raz pierwszy, być może niedługo po premierze, być może kilka lat później. W każdym razie byłem wtedy dzieciakiem, a Machinarium zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Jej ścieżka dźwiękowa i przede wszystkim oprawa graficzna do dziś stanowią dla mnie dużą artystyczną inspirację. Choć ten tekst ma wyraźnie osobisty ton, postaram się zachować odrobinę obiektywizmu, zwracając uwagę na mocne i słabsze strony gry.
Fenomenalna oprawa wizualna i klimat nie do podrobienia
Zwykle rozgrywka jest najważniejsza, a grafika ma ją wspierać. W przypadku Machinarium proporcje te są nieco odwrócone. To właśnie klimat, rysunkowa oprawa graficzna i dźwięk są najmocniejszymi atutami gry. Styl graficzny przypomina połączenie rysunku ołówkiem z przetworzonymi fotografiami. W oficjalnym artbooku można podejrzeć, jak wyglądał proces twórczy: od line artu, przez kolor, po światłocień.
Każde miejsce w grze to małe dzieło sztuki. Widać, że artyści Amanity inspirują się różnymi technikami, a ich wcześniejsze gry, jak Samorost, korzystały z realnych zdjęć jako tekstur. W Machinarium udało im się stworzyć cały świat o spójnym, baśniowym i lekko industrialnym klimacie.

Niezapomniana ścieżka dźwiękowa Floexa
Muzyka do gry, skomponowana przez Tomáša Dvořáka (Floex), to kolejny ogromny plus. Chwytliwe melodie, jak „Mr. Handagote” czy melancholijne „By The Wall” i „The Glasshouse With Butterfly”, są kultowe i wspominane przez fanów do dziś. Ja osobiście uwielbiam również „The Bottom” i „Nanorobot Tune”. W 2019 roku wydano nawet oficjalną płytę z remiksami, w której udział wzięli m.in. C418 (Minecraft) i Orbital.
Rozgrywka z czasów starej szkoły
Tu zaczynają się pierwsze zgrzyty. Choć zagadki są przemyślane, niektóre z nich opierają się na klikaniu wszystkiego dookoła i czekaniu, aż „coś się wydarzy”. Dodatkowo pojawia się wiele minigier, które są często określane jako niepotrzebne zapychacze czasu. Puzzle przesuwane, kółko i krzyżyk, Space Invaders, jest tego sporo.
Mimo to, nie wszystkie te minigierki są złe. Niektóre, jak przesuwanie pudeł z kluczem czy ekran z kwadratami w szklarni, są naprawdę przyjemne. Najgorzej wspominam grę pod koniec, w której trzeba eliminować wirusy z mózgu robota. Sterowanie jest nieintuicyjne i frustrujące. Inna znienawidzona przez wielu łamigłówka to gra w pięciokrotne kółko i krzyżyk na gigantycznej planszy. Bardzo trudna, bo AI zawsze zaczyna i ma przewagę.
Zagadki i trudność – nie dla każdego
Osobiście grałem w Machinarium wielokrotnie, więc trudno mi obiektywnie ocenić poziom trudności zagadek dzisiaj. Ale jako dziecko miałem z tej gry ogromną frajdę i nie czułem się nią zniechęcony. Pomocne były podpowiedzi: kliknięcie żarówki odsłania sugestię, a specjalna książka zawiera gotowe rozwiązania, choć trzeba je odblokować, wygrywając mini-grę side-scroller.
Fabuła? Prosta, ale wystarczająca
Niektórzy krytykują Machinarium za prostą fabułę, ot, robot musi uratować swoją ukochaną z rąk gangu. Moim zdaniem, to nie wada. Gra nie zawiera dialogów, a historia opowiadana jest obrazem i chmurkami myśli. Taka forma pozwala grać bez znajomości języka i czyni grę uniwersalną.
Czy warto wrócić do Machinarium w 2025 roku?
Machinarium to gra, której prezentacja może i przerasta zawartość rozgrywkową, ale nadal warto ją poznać. To artystyczne dzieło, które wywarło wpływ na wielu graczy i twórców. Jeśli jeszcze w nią nie grałeś, niech ten rok będzie pretekstem, by to zmienić.