Kajko i Kokosz – Złoty puchar

1
1870

 

Komiks – dla zbieraczy

Kajko i Kokosz – Złoty puchar

Wstęp

Przygody Kajka i Kokosza po raz pierwszy ukazały się w 1972 roku w Wieczorze Wybrzeża pod tytułem Złote prosię i były kontynuowane do roku 1973. Komiks był czarno-biały, a poszczególne odcinki mieściły się na wąskim pasku u dołu strony. Pomimo tego ograniczenia autorowi udawało się tak prowadzić historię, by każdy epizod zawierał odrębny żart.

Należy jeszcze wspomnieć, że zanim perypetie mieszkańców Mirmiłowa ujrzały światło dzienne w postaci albumu, wydano je jeszcze raz w jednej z łódzkich gazet (pod tytułem Złoto Mirmiła).

Para głównych bohaterów nieprzypadkowo przypomina inny komiksowy duet, także stworzony przez Janusza Christę, Kajtka i Koka, których przodkami żyjącymi w średniowieczu są właśnie ci dzielni woje. Na tym nie kończą się podobieństwa – do dziś trwa spór między fanami Kajka i Kokosza a wielbicielami Asteriksa i Obeliksa o to, który z autorów popełnił plagiat. Faktem jest, że pierwsza seria autorstwa Christy ukazała się wcześniej niż przygody walecznych Galów, zaś seria „średniowieczna” później. Kto ma rację? Może ci, których bawią oba tytuły, a kwestie inspiracji czy zapożyczeń odsuwają na plan dalszy?

 

Złoty puchar

         Na początku była nadwyżka drobiu… Wydawałoby się, że z dostatku można się tylko cieszyć, ale dla księcia Mirmiła każdy kłopot jest wielkim kłopotem. W każdym razie wystarczającym, by pocieszyć się łykiem miodu zodziedziczonego po tacie ulubionego pucharu w kształcie złotego prosięcia. Zdrowy rozsądek książęcej małżonki Lubawy nie pozwala jednak na takie podejście do problemu. Wyjaśnienie podpowiada szambelan – winne plagi kur są oczywiście czary. Należy więc wygnać parającą się nimi Zielachę, miejscową wiedźmę i ciotkę jednego z wojów, Kokosza. Ten wraz ze swoim przyjacielem Kajkiem już wkrótce będzie musiał naprawić błąd księcia, gdyż wraz z czarownicą gród opuściła też Lubawa – w geście protestu wyjechała do mamy (był to manewr taktyczny, którego jeszcze nie raz użyje w przyszłości).

W czasie negocjacji z obrażoną Zielachą okazuje się, że inwazja ptactwa domowego to dopiero wstęp do całej serii kłopotów, bowiem do grodu zmierzają obcy rycerze z czarnym trójkątem na płaszczach. Alarm najpierw okaże się fałszywy, a przybysze w trakcie wystawnej uczty obiecają budowę (za darmo!) nowego książęcego zamku i rozprawią się z kurami (choć szambelan będzie utrzymywał, że to Zielacha zdjęła urok). No i Mirmił będzie mógł napić się z pucharu – co ujdzie mu bezkarnie tylko do rana, gdy obudzi się ze straszliwą migreną. Ból głowy będzie jednak niczym w porównaniu z wiadomością, że złote prosię (zdaniem szambelana znów przez czary) znikło…

Podjęte nadzwyczajne działania – zwołanie drużyny, wezwanie wielebnego Placyda, ziołolecznictwo i karmienie Mirmiła ulubionymi potrawami – nie pomagają. Książe popada w depresję.

Ale oddział do zadań specjalnych w składzie Kajko (myślenie, planowanie i takie tam) i Kokosz (działanie, o ile odpowiednie warunki są spełnione) nie poddaje się. I już niedługo będzie wiadomo, kto za tym wszystkim stoi, choć pewnie można było się tego domyślić już wcześniej.

Dalszy ciąg zmagań z Szambelanem i Czarnymi Trójkątami pozwoli nam na bliższe poznanie naszych bohaterów. Dowiemy się, że Kajko jednak czasem myli się, Kokoszowi zdarza się pomyśleć, Zielacha posługuje się częściej sprytem niż czarami, Lubawa może znaleźć się w opałach, a jej słabowitego na ciele i duchu małżonka stać na determinację i heroizm. Zaś dumny zakon groźnych rycerzy okaże się niejednokrotnie bandą nieudaczników – dzięki czemu powodów do śmiechu czytelnikowi nie zabraknie.

Oczywiście zabawni są nie tylko rycerze-ofermy. Kokosz nie różni się od nich za bardzo. Próżny, samolubny, żarłoczny i przesądny osiłek dzięki zaradności i mądrości swego najlepszego druha wychodzi cało z przeróżnych tarapatów, choć czasami ma po prostu szczęście, bo nawet Kajkowi zdarzają się potknięcia. Ale przyjaciele mają dobre serca i mimo wszystko zawsze zwyciężają.

Wartka akcja nie zwalnia do samego końca: wizyta na dworze królewskim i ostateczne starcie z samym przywódcą Czarnych Trójkątów to nie koniec historii. W drodze do Mirmiłowa czeka bohaterów jeszcze jeden epizod, który znów pokaże na co stać Mirmiła w ekstremalnych sytuacjach. A w domu czekać jeszcze będą siły nieczyste – tak przynajmniej będzie wydawać się Lubawie. Ale szczęśliwe zakończenie musi wreszcie nastąpić.

 

Treść komiksu, zabawna historia pełna gagów i dowcipnych dialogów, zwłaszcza tych prowadzonych w parach: Kajko – Kokosz, Mirmił – Lubawa, odwołania do naszych, współczesnych realiów – wszystko to stanowi ogromną zaletę „Złotego pucharu”. Ale mamy tu przecież do czynienia z komiksem, który również, a może przede wszystkim narysowany jest po mistrzowsku.

Na plan pierwszy wysuwają się oczywiście same postaci – często o dziecięcej budowie ciała (duża głowa, krótkie kończyny), aby budzić pozytywne skojarzenia lub karykaturalnie wyeksponowanych cechach charakterystycznych. Groźne oblicza rycerzy Czarnego Trójkąta śmieszą tym bardziej, że są oni ofermami do kwadratu. Haczykowaty nos Zielachy ma przywodzić na myśl wiedźmę, którą straszy się dzieci (a do tego zamieszkuje ona w znajomo wyglądającej chatce) – tymczasem okazuje się być całkiem sympatyczną osobą, dobrą, choć surową ciocią dla Kokosza, a dla innych babcią, do której przychodzi się po pomoc i radę. Już bardziej jędzowata jest Lubawa, a jej postura musi budzić respekt nie tylko w kurduplu Mirmile.

 

Jak to w bajkach bywa zwierzęta są tu obdarzone ludzkimi cechami charakteru, ale Christa również rysuje je w „uczłowieczający” sposób – niedźwiedź ma błogą minę, gdy dorwie się do miodu, koń się uśmiechnie (a czasem uśmieje), nawet kogut obrazi się, gdy mu wytknąć błędne podawanie czasu.

W dobrze narysowanym komiksie, a takim jest cała seria, którą otwiera „Złoty puchar”, postaci żyją, poruszają się. I nie trzeba wcale kadr po kadrze odtwarzać szermierczego czy pięściarskiego pojedynku, by pokazać jego przebieg. Wystarczy narysować puste buty, chmurkę i lecącą postać, by było wiadomo, jak potoczyło się starcie – do złudzenia przypomina to animowane filmy Warner Brothers z serii Looney Tunes z Królikiem Bugsem czy Strusiem Pędziwiatrem.

Podsumowując – jeśli ktoś lekturę „Kajka i Kokosza” zacznie od pierwszej historycznie części, otrzyma zapowiedź wspaniałej sagi, która rozwinie się w kolejnych albumach. Kto polubi mieszkańców Mirmiłowa, z pewnością sięgnie po ich kolejne przygody – przed nim jeszcze więcej przygód, nowi bohaterowie, nowe żarty i aluzje.

Łóżka dla dzieci

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Wpisz swojeimię